Kaczuszka Programisty

Legenda pochodzi z książki The Pragmatic Programmer (1999). Autorzy radzą, żeby trzymać na biurku plastikową kaczkę i “tłumaczyć” jej na głos swój kod, kiedy coś nie działa. Paradoks polega na tym, że kiedy programista próbuje wyjaśnić coś zabawce, zaczyna słyszeć samego siebie. I nagle - błąd się znajduje. Nie dlatego, że kaczuszka jest mądra, tylko dlatego, że myśl wypowiedziana na głos staje się lustrem.

Z psychologicznego punktu widzenia efekt “kaczki” to mała magia metapoznania. Kiedy zaczynamy coś tłumaczyć na głos, mózg jest zmuszony uporządkować chaos. Nieświadome strzępy informacji zmieniają się w spójną opowieść. A tam, gdzie pojawia się struktura, pojawia się i zrozumienie. Innymi słowy: kaczuszka wyciąga nas z trybu wewnętrznego szumu i wrzuca w tryb logicznego myślenia. To jak moment, kiedy zaczynasz opowiadać przyjacielowi o swoim problemie i nagle odkrywasz, że odpowiedź już masz.

Psychologowie od dawna wiedzą, że mówienie to nie tylko sposób przekazywania, ale też sposób myślenia. Kiedy formułujemy, zamieniamy abstrakcję w coś konkretnego. Dlatego rozmowa z gumową kaczką wcale nie jest żartem, tylko formą wewnętrznego dialogu, w którym zabawka staje się bezpiecznym słuchaczem. Nie przerywa, nie ocenia, nie robi mądrych min. Pod tym względem przypomina idealnego terapeutę albo tę część nas, która po prostu słucha, niczego nie wymagając.

W świecie, który chce od nas efektywności, towarzyskości i ciągłego tłumaczenia się, kaczuszka jest małą wyspą. Możesz mówić ile chcesz, powtarzać się, błądzić, wątpić. Ona się nie męczy i nie prosi, żeby przejść do sedna. Może dlatego stała się symbolem nie tylko programistów, ale też wszystkich, którzy myślą zbyt głęboko i czasem po prostu męczą się własnym umysłem.

Jeśli się zastanowić, kaczuszka programisty to metafora procesu terapeutycznego. Kiedy ktoś przychodzi do psychologa i zaczyna opowiadać, co się dzieje, nie dostaje magicznej rady. Słyszy siebie i to właśnie uruchamia zrozumienie. Terapeuta tworzy przestrzeń dla tego dialogu, trochę jak kaczka, tylko z empatią i ludzkim ciepłem.

Więc może każdemu z nas przydałaby się własna kaczuszka. Niekoniecznie plastikowa. Może to być notes, dyktafon albo po prostu wewnętrzny głos, do którego można zwrócić się bez strachu, że zabrzmi się głupio.

Mały eksperyment. Weźcie jakąś drobną rzecz ze swojego biurka, figurkę, kubek, ołówek. Wytłumaczcie jej coś, z czym nie możecie sobie poradzić: zadanie, konflikt, niepokój. Niech to brzmi absurdalnie. A kiedy zaczniecie mówić, popatrzcie, jak myśli zaczynają układać się w łańcuszek. I być może w pewnym momencie uśmiechniecie się: “A więc tutaj był błąd…”

Next
Next

Wystawa Józefa Chełmońskiego